Szara strefa niszczy branżę mięsną – pod tym stwierdzeniem
podpisze się każdy szanujący się producent. Zastanówmy się jednak czy sami jej
nie wspomagamy, kupując byle co, byle było tanie i jakoś dało się wykorzystać.
Szaleńczy pęd do potaniania
produktów nie ominął również urządzeń stosowanych w systemach mycia pianowego.
Na pierwszy ogień poszły proste aparaty pianotwórcze, zwane potocznie
„bańkami”. „Kwasówkę” na zbiorniki zastąpiono tzw. stalą nierdzewną, tracącą co
prawda połysk i korodującą pod wpływem
chemii ale znacznie tańszą. Chemoodporne
złączki – mosiężnymi, trwałe zawory kulowe – zwykłymi wodociągowymi.
Regulatory ciśnienia powietrza usunięto, pozostawiając jedynie byle jaki,
najczęściej nie działający, manometr.
Zamiana węża ciśnieniowego na ogrodowy była już niejako naturalną konsekwencją.
Co uzyskano dzięki tym „innowacjom” ?
Produkt równie niebezpieczny dla użytkownika jak kiełbasa czy ciepła kaszanka sprzedawana z
nie zawsze domytej skrzyni „Żuka” . Bezpieczeństwo pracownika znajdującego się w polu rażenia
takiego wynalazku wyceniono na ok. 1000 zł, straty własne wynikające z
niesprawności urządzenia pozostawiam do wyliczeń indywidualnych.
Systemy mycia pianowego to
oczywiście znacznie poważniejszy kaliber inwestycyjny i tym samym większe
możliwości dla „Pomysłowych Dobromirów”.
Pomijam kwestię tzw. orurowania. Ten kto chce, niech sam się tłumaczy
przed prokuratorem, zajmijmy się tylko ekonomią. Najdroższym elementem jest
pompa utrzymująca ciśnienie wody w instalacji i obudowanie jej kontrolującą
eksploatację elektroniką wydawałoby się
bezsporne, podobnie jak propozycja rejestracji wszystkich nieprawidłowości
obsługi. Okazuje się jednak, że nie dla
wszystkich, niektórzy wolą „taniej”.
Stacja satelitarna – to tu
następuje weryfikacja pomysłów i obietnic. Regulator ciśnienia pozwala na
ustawienie właściwej jakości piany. Ani zbyt mokra ani zbyt sucha nie będzie
skuteczna w działaniu. Jednak największy wpływ na koszt oraz dokładność mycia i
dezynfekcji ma dozownik.. Ten z wyższej półki utrzyma ekonomię i mikrobiologię
na zadanym poziomie, byle jaki może być przyczyną strat stosownych do rozmiarów
zakładu. W tym miejscu jak w żadnym innym, „dozownikowym skrytopsujom mówimy nie”.
Dozownik wykonany z najwyższej
jakości stali kwasoodpornej jest, w odróżnieniu od plastikowych czy z tańszej
stali, odporny nie tylko na agresywną chemię ale przede wszystkim na ułomności
natury ludzkiej. Nie można go rozkalibrować gorącym gwoździem ani ręczną
wiertarką aby „po cichu” zwiększać założone stężenie. Przetrwa bezpiecznie brak
staranności przepłukiwania (lub płukania w ogóle) po użyciu chemii. Wystarczy za pomocą igły usunąć
wykrystalizowane pozostałości, nie trzeba
demontować całego segmentu
dozującego ani wymieniać dyszy. Niechlujstwo lub nieuwaga pracownika nie
uruchamia efektu domina : niesprawny dozownik ® niedomyte na czas maszyny
®
próba ratowania przez ręczne mycie stężonym środkiem ® byle jakie (bo czas nagli
!!!) wypłukanie ®
zanieczyszczenie produktu pozostałościami preparatów myjących.
Precyzyjny dozownik to również
swego rodzaju aparat do wykrywania kłamstw, weryfikujący szum informacyjny
działów marketingu niektórych producentów „chemii”, zwłaszcza gdy sami nie produkują „techniki” a jedynie kupują co się da i gdzie się da. Wystarczy przy
pomocy konduktometru zmierzyć przewodność (po opadnięciu piany) roztworu
myjącego pobranego z lancy i odczytać z wykresu jakiemu odpowiada stężeniu.
Taki wykres każdy szanujący się producent
powinien przedstawić bez słowa sprzeciwu już na etapie prób czy pokazu.
Jeżeli tego nie robi to znaczy, że czegoś się obawia, że ma coś do ukrycia.
Stąd już tylko krok do ostatecznej oceny – porównania księgi mycia z
księgowością (patrz poprzedni numer Bilansu Dodatniego) i odpowiedź na pytanie
: ile opisane powyżej oszczędności przynoszą deficytu.
Ale zawsze możecie zadzwonić i
zapytać – chętnie pomogę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz